sobota, 2 sierpnia 2014

wspomnienie pierwsze

Tak bardzo chciał, żeby to wszystko nie było rzeczywistością. Milagros była jego częścią, tą lepszą połową. Myślał, że zestarzeją się razem w małym domku nad morzem, że będą mieć dzieci i wnuki. Mieli być razem do końca... a teraz w idealnie dopasowanym garniturze kucał na ziemi rzucając herbaciane róże na trumnę ukochanej, którą po chwili zaczęto zasypywać. Łzy ciurkiem spływały po policzkach Sergia, a całe ciało drżało. Czuł na ramieniu dłoń Fernando, swojego najlepszego przyjaciela. To on od kilku dni był przy Ramosie. Słuchaj go, pocieszał, za każdym razem zamykał barek, by on nie dorwał się do alkoholu. Gdy trumna Milagros została już całkowicie zasypana zrobiło mu się duszno i słabo. Nie mógł złapać oddechu, czuł, że się dusi. Zachwiał się na nogach i zapewne gdyby nie Fernando - przewróciłby się. Hiszpan odciągnął go od tego wszystkiego i pomógł usiąść pod drzewem, sam po chwili zrobił to samo. Siedział w milczeniu, ponieważ słowa były zbędne.
Obserwowała to wszystko z mocnym uściskiem w żołądku. Miała ochotę zwymiotować. Widziała jak w zakładzie pogrzebowym robią wszystko, żeby tylko jej ciało się nie rozpadło. Smarowali formaliną, malowali, czesali, ubierali. Jeszcze nigdy nie miała na sobie tyle... wszystkiego. Stała nad swoim grobem i widziała jak Sergio ostatkami sil wrzuca do głębokiej dziury z jej trumną bukiet herbacianych róż, które tak kochała. Widziała, że jest załamany, blady, miała wrażenie, że mężczyzna zaraz zemdleje. Gdy usiadł razem z Fernando pod drzewem wtuliłam się w ramię przyjaciela i zaczął płakać jak małe dziecko. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogła nic zrobić, po prostu nic.

Siedział na podłodze z kubkiem gorącej herbaty w dłoni i przez ogromne, szklane drzwi obserwował krople deszczu uderzające o taras, ciemne chmury nad domami i złote pioruny uderzające w polane w oddali. Uwielbiał burze. Zawsze wtedy wydawało mu się, że wszystko dookoła się zatrzymuje, że jest tylko on i potęga żywiołu. Raz próbował nawet zrobić zdjęcie pioruna, jednak nic z tego. Spędził na podłodze salonu całą noc i spóźnił się na trening. Ale mógł obserwować najpiękniejsze zjawisko na świecie. Burzę. Tej nocy miał ochotę na pizzę. Nie wiedzieć dlaczego. Tak naprawdę jej nie lubił, ale tej nocy po prostu musiał ją zjeść. Szybko wybrał numer najlepszej pizzeri w Madrycie i poprosił o dostawę do domu. Bał się, że rzez taką pogodę nie będzie szans, ale mylił się. Po godzinie usłyszał dzwonek do drzwi. Odłożył kubek herbaty, ostatni raz rzucił okiem na ciemne, złowrogie wręcz chmury i podszedł do drzwi wejściowych. 
- Dobry wieczór, zamawiał pan dużą pizzę pepperoni? - zapytała młoda brunetka, której twarz była ukryta pod dużą czapką z daszkiem. 
- Tak, ile płacę? - zapytał wpatrując się w jej duże oczy, ukryte pod wachlarzem kruczoczarnych rzęs, które od razu go zafascynowały. Nie usłyszał, ile kosztowała pizza, po prostu podał dziewczynie banknot z kieszeni. - Reszta dla ciebie. - dodał, a dziewczyna wybałuszyła oczy. 
- DzDziękuję. - jęknęła nie mogąc uwierzyć w nominał jaki widziała. 
- Jestem Sergio. - wyciągnął dłoń i podał ją dziewczynie, która szybko ją ścisnęła.
- Wiem. Znam pana, znaczy cię, znaczy... Jestem Milagros. - uśmiechnęła się lekko, a na jej piegowatych policzkach pojawiły się wielkie, czerwone rumieńce. 
- Może zjadłabyś ze mną? Obawiam się, że sam nie dam rady zmieścić tak dużej ilości jedzenia. - parsknął spoglądając na wielkość pudełka, w którym była pizza. 
- Przepraszam, ale nie mogę, muszę wracać do pracy. Dobranoc. - znów posłała mu uśmiech i zeszła z pierwszego stopnia. 
- Zaczekaj! - zawołał Sergio. Odłożył pizzę na szafkę i szybko wyciągnął jedną herbacianą różę z bukietu w wazonie, który stał na szafce przy wejściu do domu. - To dla ciebie. Mam nadzieję, że kiedyś znów się spotkamy. - powiedział lekko się uśmiechając i podał prezent dziewczynie. Ona tylko ujęła różę, powąchała ją i przebiegła kilka metrów do samochodu. Gdy odjeżdżała posłała stojącemu na deszczu, przemokniętemu do suchej nitki piłkarzowi najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.

Po pogrzebie od razu wrócił do ich domu... jego domu. Był cieniem człowieka. Od kilku dni nic nie jadł, nie wychodził z domu. Wpadł jak burza do sypialni i rzucił na łóżko. Wciąż leżała na nim pościel z tamtego dnia. Nieskazitelnie biała, która pięknie kontrastowała z czerwoną farbą na ścianach pokoju. Czuł zapach Milagros. Wciąż mógł rozróżnić jej kokosowy balsam do ciała, kawowy szampon do włosów i delikatne perfumy. Zawsze, gdy miała zły dzień w pracy zanosił ją na rękach do sypialni kładł na łóżko i smarował jej zmęczone ciało balsamem. Zasypiała w jego ramionach odprężona, zrelaksowana... niczym się nie martwiła.
- Dlaczego mnie zostawiłaś? - jęknął połykając swoje łzy. - Nie potrafię bez ciebie żyć. - powiedział to takim głosem, że Milagros zmiękły kolana. Serce ją bolało, że nie mogła nic zrobić. Położyła się na łóżku obok niego. Nie wiedziała, że może go dotknąć, czy ona lub Sergio coś poczują, ale nie mogła się powstrzymać. Delikatnie położyła opuszki palców na jego ramię. Na początku nic nie czuła, jednak po chwili potrafiła rozpoznać materiał garnituru. Serce zabiło jej szybciej. 
- Sergio, jestem tutaj. - szepnęła przykładając policzek do jego karku, lecz tego nie poczuła. Łzy napłynęły jej do oczu, by p chwile spłynąć po policzku na skórę Hiszpana. Chciała móc go poczuć, nie tylko ten kawałek materiału na nim, ale jego samego. Chciała się wtulić w gorące ciało Sergia i zasnąć, już na zawsze przy nim zostać. Jeśli już miała umrzeć, to dlaczego po prostu nie poszła do nieba, tylko została tutaj, na Ziemi, kompletnie sama, nie mogąc nic zrobić. Była dryfującą duszą. Bezradną.  Kurczowo złapała za garnitur i łkając wtuliła się w niego. Tak bardzo chciała wrócić do Sergia, mogła nawet zaprzedać duszę diabłu, by powrócić. Poczuła, że oddech piłkarza się uspokoił. Nachyliła się i zobaczyła, że Sergio śpi. Postanowiła więc zrobić to samo. Wsunęła dłoń pod jego, mimo, że nic nie czuła wtuliła się w jego plecy jak najmocniej umiała i zamknęła oczy. Dlaczego po prostu nie odeszła, dlaczego musi patrzeć na to cierpienie ukochanego? Dlaczego?

Od autorki: Uf, za nami pierwszy rozdział. Wiem, że jest krótki, ale całe opowiadanie takie będzie. Napisałam go przed chwilą i muszę przyznać, że uroniłam znów kilka łezek. Mam nadzieję, że się podoba, bo mi bardzo. Zapraszam na nowy rozdział na Alvaro. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!
Zapraszam do zaobserwowania laurel-torres aby być zawsze na bieżąco!