piątek, 18 lipca 2014

Prolog

- Nie, nie, nie! Milagros, proszę! Nie! Kocham cię, tak bardzo cię kocham. - wołał żałosnym głosem krztusząc się swoimi własnymi łzami. Wtulił twarz w jej klatkę piersiową. Wydawało mu się, że się podnosi, że oddycha, miał nadzieję, że zaraz się odezwie, jednak tak się nie stało. Leżała w łóżku, wyglądała jak Królewna Śnieżka. Blada, z wachlarzem kruczoczarnych rzęs, a dookoła jej drobnej twarzy rozlane były ciemne loki. Łkał jak małe dziecko, któremu właśnie lekarka pobiera krew. Jednak w tej chwili jego krzyki i jęki przepełnione były niezliczoną ilością uczuć. Wrzask wydobywający się z jego gardła nie przypominał niczego znajomego. Był rozdzierający, pełny bólu, miłości i goryczy. - Nie zostawiaj mnie. Błagam. Nie mogę żyć bez ciebie, skarbie... - wychrypiał ujmując w dłonie jej porcelanową twarz. Dziewczyna leżąca kilka centymetrów od niego była lekka i wiotka. Nie mógł uwierzyć, że trzy godziny temu, w dresie szykowała mu jajecznicę, że usiadła mu na kolanach i pocałowała w czoło pokazując dziecięcy pokój w gazecie. - Jesteś wszystkim. - jęknął. - Jeszcze nikogo nie kochałem tak jak ciebie. - szeptał jąkając się i ściskając jej małą dłoń. - Milagros Negrete ani waż się umrzeć! Mamy przed sobą całe życie! Razem się zestarzejemy, weźmiemy ślub, będziemy mieli gromadkę dzieci... może nie w tej kolejności, ale obiecuję ci to! Przyrzekam! Tylko mnie nie zostawiaj... - cały się trząsł. Nie wytrzymywał już tego wszystkiego. Czuł niemoc. Nie mógł nic zrobić. Pierwszy raz w życiu nic nie zależało od niego. Chciał znów ujrzeć jej oczy. Jej piękne karmelowe oczy, w których przeplatały się czarne i złote niteczki. Mógł z nich odczytać wszystko. Nie umiała kłamać, ale zawsze go uspokajała. Wystarczała sekunda, wystarczyło, że spojrzała na niego choć przelotnie - już był spokojny, wiedział, że go kocha, jest przy nim i nie zostawi. Wystarczyło jedno spojrzenie. Rano, gdy wychodziła pokłócili się - o głupotę. Posprzeczali się o cholerne firanki. Odwróciła się i na niego nie spojrzała. Trzasnęła drzwiami i zniknęła w sypialni. A teraz nie żyła. 

Nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nie umiała oddychać. Ledwo trzymała się na nogach stojąc obok ukochanego. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. 
Leżała w łóżku, pewnie się zdrzemnęła, kiedy on wyszedł na trening. Usłyszała jego głos, wchodząc do domu zawołał ,,Jestem, skarbie". Kiedy wtargnął do sypialni, wpuszczając do środka promienie słońca od razu się uśmiechnęła. Skoczył na łóżko i pocałował ją. Chciała odwzajemnić pocałunek, jednak nie umiała. ,,Skarbie..." szepnął odsuwając się od niej. Spoglądała na niego zdezorientowana. Nagle na jego twarzy dostrzegła niepokój. Zaczął ją wołać po imieniu i szarpać. ,,Hej, hej, nic mi nie jest, spokojnie" - tłumaczyła delikatnie się uśmiechając, jednak to nie pomagało. Wstała z łóżka, położyła dłoń na jego ramieniu i... nagle wszystko stanęło w miejscu. Leżała w tym samym miejscu, blada jak nigdy, wiotka, nie ruszała się. A on krzyczał, łkał i płakał. Nie mogła nic zrobić. Chciała się jak najszybciej obudzić z tego koszmaru. 

Od autorki: Witajcie po dość długiej przerwie. Musiałam sobie wszystko przemyśleć i poukładać. Postanowiłam wrócić, bo nie umiem nie pisać. Pousuwałam kilka blogów, na które straciłam wenę, może jeszcze do nich kiedyś wrócę, ale na razie chcę się zająć tymi. Na Alvaro i Isco rozdziały powinny pojawić się w ciągu najbliższych dni. Ten prolog po prostu musiałam dodać. Płakałam przy pisaniu prologu i zapewne będę płakać przy rozdziałach. Mam nadzieję, że się spodoba. Postanowiłam również nie informować o nowych rozdziałach. Zaobserwuj, lub podaj GG w komentarzu. Pozdrawiam i do napisania, Laurel.
P.S. Nowości nadrobię pod koniec przyszłego tygodnia, gdy przyjadę z Zakopanego. 

Zapraszam do zaobserwowania laurel-torres aby być zawsze na bieżąco!